Projekt Jamy stanowi kolejną próbę uchwycenia pewnego „wrażenia”. Jest on kontynuacją mojej poprzedniej kolekcji – Shape. Realizowany został w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
To „odczucie”, o którym wspominam jest niewyrażalne, ale można je opisać jako bycie w kontakcie z czymś jednocześnie zwyczajnym, niemal banalnym, a może nawet niezauważalnym, pomijanym i nie włączanym do postrzegania. Jednocześnie to „coś” jest doniosłe w swojej oczywistości, niemal monumentalne, lecz amorficzne.
Być może błędem było poszukiwanie środków wyrazu w kulturze i w naturze. Jednak moja anlityczna natura skłoniła mnie znów do tropienia śladów tego „odczucia” wśród obiektów już instniejących. I tak zainteresowały mnie prymitywne techniki tworzenia przedmiotów, których funkcję określa to, że są puste w środku. Prosta syntetyczna forma pozbawiona detali, okrślona tylko na tyle, na ile jest to konieczne. Wydrążone drzewa, jamy, leża, dziuple, barcie, kłody bartne, ule kłodowe, beczki, niecki, cebry, łodzie jednopienne, rzeźby wykonane z jednego pnia.
Początkowo chciałam, żeby seria mebli „Jamy” przywoływała na myśl prymitywne rzeźby, które zawsze mnie fascynowały. Jednak nie interesował mnie temat przedstawienia, w mojm zamyśle nie było tematu, a jedynie użyte środki wyrazu. Analizowałam cechy charakterystyczne dla formy rzeźby ludowej stanowiące o jej charakterze i oddziaływaniu, by następnie zastosować wybrane elementy, np. strzelistość, jak w przypadku ciosanych posągów lub zwartość bryły, która w rzeźbach prymitywnych wynika z tego, że są wykonywane z jednego kawałka drewna, albo użycie określonego materiału, np. miękkie drewno, które zupełnie inaczej się starzeje niż popularne dziś w stolarstwie gatunki uważane za szlachetne czy wykorzystanie określonych technik i narzędzi do obróbki drewna, np. ciosła zamiast precyzyjnego dłuta. Chciałam osiągnąć rys surowości i prostolinijności charakterystyczny dla twórczości ludowej.
Myślałam o obiektach przypominających kształtem wydrążone drzewo, które służy zwierzęciu za schronienie, jak dziupla lub nora. Ciekawił mnie prymitywizm wykorzystania istniejącego elementu przyrody i nadania mu funkcji; podobnie jak w przypadku dzbanów czy wiader które są wykonane z wydrążonego pnia. Pociągała mnie prostota i utylitaryzm w takim odwróceniu procesu projektowego, gdzie najpierw jest myśl o obiekcie-materiale, a potem o tym jak można go wykorzystać, jaką nadać mu funkcję. Wyobrażałam sobie wysoki owalny słup z otworem, otworami lub bez otworów, pusty w środku. Przestrzeń wewnątrz służyłaby jako miejsce do przechowywania, w zależności od nadanej meblu funkcji.
Podczas realizacji skupiłam się na poznawaniu technik pracy z pełną kłodą. Oglądałam ule kłodowe, barcie, łodzie dłubanki, przedmioty codziennego użytku czy rzeźby wykonane techniką uchiguri. Badałam metody jakimi posługiwano się w przeszłości w różnych kulturach. Jadnocześnie w lokalnych tartakach szukałam kłód, które naturalnie byłyby puste w środku. Takie puste pnie powstają na skutek działania różnych czynników i są określane jako wady drewna, na przykład zgnilizna miękka wewnętrzna, peknięcie okrężne czy zepsuty sęk. Słuchałam odpowieści o tym, jak kiedyś z takich kłód wykonywano ule.